Jestem wielką fanką podróży o czym już nie raz i nie dwa pisałam na tym blogu. Jestem też wielką fanką podróżowania z małymi dziećmi (też zdarzyło mi się o tym wspomnieć :P) i nigdy chyba nie znajdę się w grupie rodziców, która twierdzi, że z dziećmi to tylko basen vel. morze i piasek. Moim bowiem zdaniem z dziećmi można znaleźć się wszędzie i jeśli tylko dobrze się do tego „wszędzie” przygotujemy to nasze maluchy prawdopodobnie będą z taką podróżą miały tak mało problemów jak my 🙂 Islandia z 11 – miesięcznym dzieckiem? Też wchodzi w grę! Zrobiliśmy to i polecamy, nie tylko my zresztą, bo o wiele większych podróżniczych wariatów spotkacie w sieci 😛
Wracając jednak do meritum sprawy. Do Wenecji wybieraliśmy się zdecydowanie z nastawieniem: chcemy spokojnie i na luzie, bez tzw. napinki na cokolwiek. Wydawało nam się jednak, że może się okazać, że Wenecja wcale nie tak ciekawa i wcale nie tak w naszym typie jak się spodziewaliśmy i że pewnie będzie nas korciło, by nie tylko na jej terenie się poplątać bezczynnie, acz relaksacyjnie z dziećmi. Stąd właśnie pytałam Was na fb, gdzie z tej Wenecji wybrać się można, gdzie nie jest daleko, bo przecież przez 5 dni na pewno znajdziemy czas i chęć, by gdzieś się tą naszą małą, ale żwawą grupką udać. Padło kilka propozycji, które skrzętnie zapisałam tak „w razie w” i z których później w ogóle nie skorzystałam! Nie było zatem Burano, nie było Murano, nie było też Werony. Była Wenecja od „a do z” z małym, bardzo przyjemnym i potrzebnym nam plażowym wyjątkiem 🙂
Mam wrażenie, że teraz jest dobry moment na to, bym Wam poopowiadała trochę nie tyle o samej Wenecji, ale o tym jak to się stało, że nasz pobyt tam, z dwójką małych dzieci okazał się takim sukcesem. Co nam w trakcie naszego wspólnego wyjazdu pomogło a czym nie zaprzątaliśmy sobie głowy? Co sprawiło, że mogliśmy się tym wyjazdem delektować i cieszyć?
- Dobry hotel. I nie w znaczeniu: wypasiony i ponad nasze finansowe możliwości, ale taki, który spełni nasze oczekiwania i zrealizuje istniejące potrzeby. My sami, wiedząc, że będziemy w Wenecji z dwójką małych dzieci, szukaliśmy takiego, który będzie położony w centrum miasta. Wiedzieliśmy, że potrzebujemy komfortu polegającego na tym, że pokój w którym śpimy i odpoczywamy będzie w tzw. zasięgu ręki. Dlaczego? Dlatego, że nasze dzieci potrzebują w ciagu dnia odpoczynku. Odpoczynku od chodzenia, oglądania, biegania, zwiedzania, jedzenia i co najważniejsze od gorąca, które w takim kraju jak Włochy jest oczywiste. Nie potrafię Wam powiedzieć ile razy cieszyliśmy się z tego, że taki właśnie hotel w samym centrum miasta wybraliśmy! Te codzienne powroty do niego na tzw. hotelową siestę w trakcie której Ki, a czasami Ki i Jo mogli się zdrzemnąć a potem pobawić w klimatyzowanym pomieszczeniu a my po prostu posiedzieć razem z nimi i nabrać sił i ochoty na dalsze, wspólne, popołudniowe wojaże były czymś nieocenionym!
- Przekonanie, że dzieci nie potrzebują wiele do tego, by się dobrze bawić. Ten wyjazd po raz kolejny uświadomił mi, że dzieci wcale a to wcale nie potrzebują mega wypasionych atrakcji skrojonych tylko i wyłącznie na ich miarę do tego, by z wakacji z rodzicami czerpać całymi garściami! Naszym wystarczyło np. 1,5 godziny spędzone na Placu Świętego Marka w trakcie których karmili i gonili bez ustanku gołębie. Albo wizyta w Muzeum Leonarda Da Vinci, z którego oboje nie chcieli wyjść, bo wszystko można było dotknąć, wszystkim pokręcić, wszystkiego doświadczyć samemu. Albo codzienny rytuał wakacyjny, czyli włoskie lody na kolację. Albo wyprawa autobusem wodnym na plażę i przedpołudnie spędzone na wspólnej zabawie w wodzie. Albo oglądanie weneckich kanałów z pokładu gondoli! Tak naprawdę żadna z tych atrakcji nie stała się naszym udziałem tylko i wyłącznie ze względu na dzieci. Każda z nich natomiast była podyktowana tym czego my, dorośli chcieliśmy i w co z wielką chęcią zaangażowały się nasze dzieci, którym na to pozwoliliśmy i które do tego zachęcaliśmy. Zarówno Jo jak i Ki potrafili w każdym z tych 5 dni znaleźć dla siebie coś co sprawiało, że czuły się dziećmi na wakacjach. Po prostu. Nic na siłę, dużo na tzw. spontanie!
- Elastyczność. To jedna z tych rzeczy, którą najbardziej sobie cenię w podróżowaniu z maluchami. Elastyczność i skłonność do zmiany planów, do odpuszczania, do uaktualniania swoich list „must see”. Nierzadko okazuje się bowiem, że z dziećmi czegoś nie zrobimy, czegoś nie zobaczymy, gdzieś nie pojedziemy. Czasami dlatego, że nam się po prostu nie chce a czasami dlatego, że nie chce się im albo widzimy, że dałoby się to ich małym ciałkom nieźle w kość. Czasami dlatego, że znaleźliśmy coś co bardziej przysłuży się naszej całej rodzinie a czasami dlatego, że chcemy po prostu spokoju i odpoczynku dla siebie i dla nich. Dzieci uczą rodziców, że sens podróżowania nie zawsze leży w tym, by jak najwięcej zobaczyć, czasami leży w tym, by w tym 'zobaczaniu' być uważnym i na to co się widzi i na siebie nawzajem.
- Czas. Tak naprawdę nie wyobrażam sobie podróżowania z dziećmi w inny sposób niż ten w rytmie slow, kiedy możemy sobie pozwolić na każde odstępstwo, zmianę planu. Kiedy nie pędzimy, bo nasz wakacyjny grafik tak karze, bo jutro przecież mamy być już w kolejnym miejscu, kolejnym mieście. To głównie dzięki dzieciom daliśmy sobie czas na zakochanie się w Wenecji, to one sprawiły, że stwierdziliśmy, że Wenecji damy 5 dni naszego życia. Pewnie gdyby nie Jo i Ki wybralibyśmy się tam kiedyś przejazdem przez Włochy, może wpadlibyśmy na weekend, ale 5 dni? Mało prawdopodobne. A tak okazało się, że czas jest naszym sprzymierzeńcem i że im dłużej tam jesteśmy tym bardziej nam się to miasto podoba i im dłużej włóczymy się po jego niezliczonych wąskich uliczkach tym bardziej myślimy o tym, by jeszcze kiedyś do niego wrócić. I tak sobie myślę, że kiedyś podziękuję dzieciom za to, że 'zmusiły nas' do takiego podróżowania: spokojnego i wyluzowanego 😛
- Wiara w to, że mniej znaczy więcej, w podróżowaniu z dziećmi również! Wiem, że po to podróżujemy po świecie, by tego świata tak naprawdę zobaczyć najwięcej jak się da, ale moim zdaniem z dziećmi sprawdza się inna zasada. Z dziećmi tych podróży jest mniej, ale za to jest dokładniej, spokojniej, uważniej i chyba bardziej wartościowo. I patrząc na nasz czas w Wenecji jestem przekonana o tym, że nigdy nie pożałuję tego, że tak naprawdę poza samą Wenecją nie widzieliśmy nic w okolicy (oprócz plaży Lido oczywiście), że nie wykorzystaliśmy może okazji i nie potraktowaliśmy tego miasta jako doskonałego miejsca wypadowego, bo tak jak było, było cudownie!
I jeszcze na koniec kilka bardzo praktycznych porad, ode mnie dla Was 🙂
- Jeśli tylko wybieracie się do Wenecji z małym dzieckiem nie zapomnijcie o dobrym wózku, takim co to przetrwa wnoszenie po licznych schodach, mostkach, ale też takim, który jest zwinny i łatwy w prowadzeniu. Jeżdżenie wózkiem w Wenecji to bowiem przygoda sama w sobie 😛
- Jeśli tylko możecie to pojawcie się w tym mieście z samego rana. Tym sposobem będziecie mieli dużo większą szansę na ominięcie tzw. dzikich tłumów turystów, które pojawiają się przed południem i nie opuszczają Wenecji do wieczora. Naprawdę, o wiele lepiej jest rozkoszować się oglądaniem widoków z Mostu Zakochanych czy spacerem po Placu Świętego Marka, gdy nie musimy przepychać się między ludźmi, z których każdy chce pięknego zdjęcia i ujęcia 🙂
- Macie ochotę na przepłynięcie się gondolą? Jeśli chcecie zaoszczędzić nawet 20 euro to zdecydujcie się na to w godzinach porannych. Wieczorem jest zdecydowanie drożej, głównie dlatego, że i chętnych więcej.
- Chcecie dobrego jedzenia? Nie wahajcie się skorzystać z TripAdvisora, choć z drugiej strony prawda jest taka, że te restauracje, które na TA cieszą się najlepszą opinią skrzętnie z niej korzystają i są stosunkowo droższe od tych, które takiej opinii nie posiadają. Z drugiej strony: coś za coś. Z trzeciej jednak strony chyba nie znajdziecie we Włoszech restauracji, która serwuje naprawdę zły makaron czy pizzę! 😛 Wasz wybór.
- Wenecja opływa w pamiątki wszelakie. Rada minimalistki? Niczego nie kupujcie, róbcie za to zdjęcia, one są pamiątką o wiele lepszą i cenniejszą niż te wszystkie niepotrzebne rzeczy, które kuszą z każdego, dosłownie każdego zakątka tego miasta.