- Czytam. Żadna nowość, wiem, ale piszę o tym dlatego, że rzeczywiście do czytania i książek mam stosunek zupełnie nieminimalistyczny. Ciągle kupuję dużo książek, choć przecież o niebo mniej niż dawniej i ciągle mi ich mało. Przekłada się to na sam proces czytania, bo czytam kilka książek na raz, conajmniej dwie równocześnie, ale zdarza się i trzy i cztery. Każda na inny humor, inny czas w ciągu dnia, inny stan psychiczny. I choć to zupełnie nie współgra z moim minimalizmem to uwielbiam w tym akurat moim zachłannym do nich stosunku wszystko!
- Korzystam z telefonu. Ciężko się do tego przyznać, ale tak jest, jestem uzależniona od telefonu i ciągle wymyślam a raczej próbuję wymyślać sobie w związku z tym jakieś ograniczenia czy postanowienia. Obecnie bardzo intensywnie zastanawiam się nad tym, by regularnie robić sobie dni ‚off’ od tego właśnie urządzenia. Tylko dlaczego ciągle się zastanawiam a jeszcze nie wprowadziłam w życie? Jedyne co mam na swoje usprawiedliwienie to to, że sporadycznie korzystam w telewizora i rzadko z komputera…
- Kupuję jedzenie. Moja pięta Achillesowa, mój wyrzut sumienia, mój ogromny problem, bo mimo tego, że ciągle nad tym pracuję to zdarza mi się kupować zbyt dużo jedzenia, zwłaszcza tego, które się szybko terminuje czy wręcz niszczy. Ciągle szukam sposobu jak temu zaradzić, ale na razie zdarza mi się w tej sferze popełniać ogromne błędy i niedopatrzenia. Bardzo tego nie lubię, ale na razie nie jestem w stanie w takim stopniu zapanować nad życiem swoim i swojej rodziny, by i tu nie było niepotrzebnego nadmiaru. Cóż, przynajmniej mam pole do dalszej nauki…
- Planuję swój rozwój i przyszłość. Rzeczywiście odkryłam ostatnio, że nie potrafię być tutaj minimalistką. Najchętniej złapałabym kilka srok za ogon, ba, kilkanaście, i tak sobie razem z nimi szła przez życie. Wiem jednak, że to trudne a nawet niemożliwe i dlatego jestem teraz na tym etapie, kiedy twierdzę, że życie samo zweryfikuje moje plany i cele i z tych, które krążą w mojej głowie tylko część ulegnie realizacji. Nie szkodzi 🙂
- Ulegam emocjom. Nie wiem, czy takie moje zachowania w ogóle mogą podlegać pod kategorię ‚nieminimalistyczną’, ale co tam! Taka niestety jest moja prawda, taka niestety jestem ja. Jak radość to na całego, jak smutek też, jak złość to z piorunami a jak szczęście to do głębi. Nie umiem panować nad swoimi emocjami, choć odkąd mam dzieci bardzo nad sobą pracuję i szczególnie mocna próbuję okiełznać moje ‚umiłowanie’ do nerwowego reagowania na sytuacje, które toczą się nie po mojej myśli. Robię to dla siebie, ale głównie robię to dla moich dzieci. Mam nadzieję, że kiedyś odczują rzeczywisty pożytek z tej mojej nad sobą pracy.
- Jestem nieasertywna i niepewna swoich możliwości, choć w sumie powinnam napisać, że byłam, bo odkąd zostałam mamą, odkąd odkryłam co w moim życiu stanowi o jego sensie, odkąd pracuję nad swoją przyszłością jestem w tych swoich zachowaniach jednak mniej ‚nieminimalistyczna’ i potrafię, choć z bólem, powiedzieć nie a moja ocena własnych umiejętności i własnej wartości wzrosła kolosalnie.
- Dążę do ideału. Jedna z moich cech, na którą tak naprawdę nie wiem jak patrzeć, bo czy to zaleta czy wada, że chcę, by było idealnie / doskonale??? Chyba jednak wada, zwłaszcza, że sama widzę, że takie a nie inne zachowanie raczej mi w życiu przeszkadza niż pomaga. Jestem bowiem osobą, która jak coś robi to chciałaby, by było to zrobione bezbłędnie. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy na czymś mi zależy, jeśli do czegoś jestem przyzwyczajona lub gdy po prostu boję się reakcji swojej i innych na to, że tak niestety nie będzie. W moich genach płynie przekonanie: wszystko albo nic, idealnie albo wcale i bardzo mocno walczę z tym, by je zmienić. Nie zawsze się udaje, nie zawsze potrafię swoje wymagania wobec siebie zminimalizować…
Zastanawiam się co znalazłoby się na Waszej liście ‚nieminimalizmów’? U mnie niby niewiele, ale tak naprawdę w tych kilku punktach zawarłam dość konkretną i znaczącą część swojego codziennego życia. I tylko ciągle zastanawiam się czy to już wszystko???