A co jeśli my tego nie kupujemy? Tego przekazu i tych produktów czy usług? Co jeśli, wbrew temu co nam wmawiają, gdy czujemy się wypaleni i zmęczeni, miast zwrócić się o pomoc do firm zawodowo się takową zajmujących (zamiast masaży, fitness clubów, pudełkowych diet) my zechcemy po prostu zwolnić tempo i po ludzku, bezczynnie odpocząć? Zdaniem marketingowców maści wszelakiej w ten sposób pozbawiamy się na własne życzenie możliwości na to, by zaspokoić swoje potrzeby, głównie te nieistniejące, wyimaginowane… Idąc dalej tym tropem. A co jeśli ja doskonale wiem, że „jestem tego warta”? Pewnie, że jestem! Jestem warta tego co najlepsze, tyle, że moja świadomość tego faktu wcale nie oznacza, że muszę sobie tą moją wartość na każdym kroku udowadniać i za nią płacić kupując produkty, które mają, zdaniem speców od marketingu, potwierdzić ją w oczach innych. Moja bowiem świadomość swojej wartości oznacza dla mnie głównie to, że nie muszę jej nigdzie potwierdzać, a jeśli już to robię to robię to w sposób, który sama wybieram, robię to na własnych warunkach. Żadne nowe kosmetyki czy ciuch reklamowany hasłem: „zasługujesz na więcej” nie dadzą mi tego, co mogę dać sobie ja sama inwestując w swój rozwój, w swoje zdrowie czy szczęście rodzinne. To właśnie tego jestem tak naprawdę warta, tego, by dbać o siebie w taki sposób jaki sama sobie wybiorę, tego, by nikt nie próbował mi udowadniać na każdym kroku, że robię błąd, bo nie jem tego, nie ćwiczę tego, nie noszę tego i nie kupuję swoim dzieciom tego co powinnam. Jestem warta tego, by samej odkrywać swoje potrzeby i to w jaki sposób chcę je zaspokoić…
A Wy?