Po raz pierwszy przeczytałam ją dobre kilka lat temu, wtedy kiedy była na tzw. topie, wtedy kiedy w każdym kraju, w którym została wydana święciła triumfy i lądowała na szczytach list bestsellerów. Tak, właśnie wtedy przeczytałam ją, a właściwie przemęczyłam ją po raz pierwszy. Okazało się bowiem, że chociaż bardzo tego chciałam to ta książka nie porwała mnie tak jak porwać powinna, nie zmusiła ani nawet nie zachęciła do zmian i działań do jakich przecież zachęcała inne zachwycone czytelniczki. Ot, potraktowałam ją jako dość interesujące czytadło o dziwnym rytmie opowieści, bo część która dzieje się we Włoszech dość szybko została przeze mnie przeczytana a część dziejąca się w Indiach przyprawiała mnie prawie o senność. Nie zrozumiałam zatem ani tej książki, ani autorki, ani tym bardziej jej fenomenu. Byłam przekonana, że do niej nie wrócę i tym bardziej zaskoczyłam samą siebie, gdy kilka miesięcy temu zaczęłam o niej bardzo intensywnie myśleć i czuć, że teraz, właśnie teraz potrzebuję tej książki, że to jest nasz moment!
Okazało się, że miałam rację stuprocentową. Tym razem książkę pochłonęłam, jeśli pochłonięciem można nazwać dość szybkie jej przeczytanie w przerwach między zajmowaniem się dwójką dzieci 😛 „Jedz, módl się, kochaj” przyniosła mi dokładnie to, czego oczekiwałam. Ponieważ sama jestem teraz na jakimś emocjonalnym i rozwojowym rozdrożu ta książka skutecznie upewniła mnie w tym, że to właśnie jest to, co najlepszego może mi się w tym momencie mojego życia przytrafić i że muszę tą sytuację, to miejsce, w którym się teraz znajduję wykorzystać! Elizabeth Gilbert opowiada swoją historię z tak wielką wiarą w to, że to co ją spotkało w życiu było jej potrzebne do tego by znaleźć siebie, że nie można nie ulec jej słowom. Pomimo, że dla niej punktem zwrotnym w życiu okazał się rozwód a dla mnie narodziny dzieci to sama też czuję, że właśnie teraz jest mój czas i moje miejsce na to, by dokonywać zmian jakich chcę, by rozwijać się w strony w jakie chcę (bo zdecydowanie nie ma tylko jednej strony w jaką chciałabym podążać), by więcej myśleć o sobie i swoim dobrze (choć mając dzieci na razie nie wyobrażam sobie, by to ich nie stawiać na pierwszym miejscu). „Jedz, módl się, kochaj” to książka, którą w końcu zrozumiałam. To powieść o tym jak szukać w życiu radości, beztroski, wolności, spokoju, równowagi, miłości, satysfakcji i spełnienia. To książka o tym, że czasami warto iść pod prąd, że warto zawierzyć sobie i swoim przekonaniom, że warto walczyć o to co dla nas jest ważne. To książka, do której sama na pewno jeszcze wrócę. Tym razem z kolorowymi karteczkami przylepnymi, tak by móc sobie w niej pozaznaczać co nieco 🙂 Nie czytaliście to zachęcam, choć wiem, że niektórych z Was może ona rozczarować pomimo moich obecnych nad nią zachwytów 🙂