Tak sobie myślę, że pomimo tego domowego rozgardiaszu i zamętu, pomimo tego płaczu i śmiechu na zmianę to to nasze slow życie jest takie jak chyba być powinno. Bo mienie dzieci nie polega na tym, że spokojnie delektujemy się rano kawą czytając gazetę, później wychodzimy na długi wspólny lunch czy obiad a na koniec przy kominku czytamy sobie w ciszy książki czy oglądamy ambitne filmy. Nasze życie w rytmie slow to wyłapywanie chwil, które są ważne, to uważność, którą dzieci niejako na rodzicach wymuszają, to uwaga jaką chcemy im dawać na każdym kroku, to wsparcie, które od nas otrzymują, choć przecież i im i nam zdarzają się potknięcia, to troska o naszą relację, która chcemy, by była głęboka i mądra. To miłość bezwarunkowa i bezgraniczna, którą dzielimy się ze sobą bez ustanku. Życie slow z dziećmi to to, że czasem zmuszamy się do zabawy, że czytamy w kółko te same bajki, zadajemy te same pytania i udzielamy tych samych odpowiedzi. Życie slow z dziećmi to rutyna, która nie raz sprawia ból, ale z drugiej strony, która jest podstawą naszego rodzinnego szczęścia. Życie slow z dziećmi to akceptacja i satysfakcja płynąca z życia takiego jakie w tej chwili jest i wyciąganie z niego dla siebie i swojej rodziny tego co w nim najlepsze, najtrwalsze, najpiękniejsze. Życie slow z dziećmi to codzienna radość z tego, że jest się rodzicem i ma się takiego a nie innego synka i taką a nie inną córkę.
I nie ważne, że nie raz wszystko to robimy na raz, z językiem na brodzie, padając ze zmęczenia…