I wiecie co? Doszłam do niezwykle banalnych wniosków, ale uważam, że niektórym warto o nich przypomnieć. Co zatem robić, by nasze dzieci były otwarte na świat?
Rozmawiać. I tu właśnie jest właściwe miejsce na przytoczenie Wam wpisu, który na swoim Fb zamieścił Filip Springer:
„W pociągu. Dzieciak obok mnie gapi się w wyświetlacz, na którym akurat PKP reklamuje tanie bilety do Berlina, Pragi i Wiednia.
– A gdzie jest Wiedeń? – pyta matki.
Cisza.
– Mamo, gdzie jest Wiedeń?
Cisza.
– Mamo?
– Ale co to znaczy „gdzie jest”
– No w jakim kraju? Wiedeń? W jakim jest kraju?
– Oj Mateusz, daj już spokój”
Wiecie co? Przeczytałam te słowa i od razu pomyślałam o tym, jak często słyszałam takie zdania w dzieciństwie od dorosłych. Zdania, które zamykają dziecko na świat, hamują jego naturalną ciekawość i głód wiedzy, zdania, które mówią: daj sobie spokój, nie pytaj, nie szukaj, siedź cicho. Czytam coś takiego i czuję ból z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że ten dorosły uważa swoje dziecko za niewystarczająco kompetentne do tego, by choć próbować z nim zacząć rozmowę na jakiś temat a po drugie, bo zamiast przyznać się przed dzieckiem do swojej niewiedzy (wnioskuję, że to właśnie był główny powód tej głupiej odpowiedzi – nie odpowiedzi) obarcza go jakąś formą winy za ciekawość. I ja już wiem jaki człowiek ma szansę wyrosnąć z tego dziecka, któremu dorosły miast rozmowy potrafi zaoferować jedynie odtrącenie. W pewnym momencie bowiem to dziecko przestanie pytać, przestanie dociekać a zamiast w rodzicu zacznie swoich autorytetów, które będą mu wykładały ‚prawdę’ na stół szukać gdzie indziej.
Takie właśnie wizje sprawiają, że tak duży nacisk kładę na rozmowę ze swoim dzieckiem. O WSZYSTKIM! O tym co go boli, o tym co chce robić, o tym co go ciekawi, co czuje i dlaczego świat funkcjonuje tak a nie inaczej. W naszym wypadku te rozmowy dopiero nabierają kształtów, dopiero się rozkręcają, ale głęboko wierzę w ich sens nawet na tym etapie naszego wspólnego życia. Wierzę w to, że dziecko trzeba zapraszać do świata, pokazywać mu to co jest w nim dla nas ważne a co nas w nim uwiera. Wierzę, że jeśli czegoś o życiu nie wiemy powinniśmy się do tego przyznawać, nie kłamać, nie zbywać, nie owijać w bawełnę, nie odtrącać. Wierzę też, że my rodzice, jesteśmy pierwszymi, którzy mogą w dziecku zaszczepić otwartość i ciekawość świata i że grzechem jest z takiej okazji nie skorzystać! Rozmawiajmy zatem na potęgę, o wszystkim i o niczym. Zawsze!
Czytać. Inna wyczytana w sieci, prawdziwa, zaobserwowana i przytoczona przez kogoś sytuacja: Babcia chodzi z wnuczkiem po centrum handlowym. Trafiają na księgarnię, do której ten chce wejść na co babcia mówi: „I po co tam chcesz iść?! Tam są tylko książki!” 🙁 No więc proszę Państwa to nie są TYLKO książki, to są AŻ książki! To są okna na świat, którego my możemy nie mieć szans nigdy sami osobiście poznać, to są niezliczone historie osób tak różnych od nas, że bardziej się już nie da i historie osób tak do nas podobnych, że czujemy jakby ktoś siedział w naszej głowie! To są klucze do drzwi, których sami nigdy nie będziemy potrafili otworzyć, to są leki na bóle wszelakie, to są skrzydła dla naszej fantazji, takie co to pozwolą nam uwierzyć, że nas stać zrobić coś w co wątpiliśmy, to są drogowskazy na życie, to jest tłumaczenie świata, jego trosk, niepowodzeń i sukcesów! To w końcu coś co sprawi, że sami zaczniemy intensywnie myśleć, wątpić, podważać, przyglądać się i poszukiwać. And last but not least: czytanie to wiedza, to szansa na lepsze życie, to perspektywy!
Wiem, że możecie czuć się zmęczeni tym moim czytelniczym spamem, który Wam serwuję na blogu, ale prawda jest taka, że dla mnie czytanie to jedna z najpiękniejszych i najbardziej wartościowym rzeczy jaką możemy zaszczepić w swoim dziecku i przykrością napawa mnie fakt, że tak wiele osób nie dostrzega tych wszystkich możliwości jakie niesie ono ze sobą. Niestety sama do tej pory obdarowywana jestem pobłażliwym uśmiechem przez niektórych członków rodziny, dla których moje uwielbienie dla książek jest śmieszne i niezrozumiałe (i nie pomaga tłumaczenie, że fanką romansideł nie jestem i nie po to czytam, by się ogłupiać a wręcz odwrotnie). Dla mnie natomiast niezrozumiałym jest opowiadanie z uśmiechem i niejaką dumą o tym, że tak, nie czytam i moje dziecko też nie czyta. To nie chodzi o to, że ktoś nie czyta grubych tomiszczy, to chodzi o to, że można twierdzić, że przeczytanie artykułu na pół strony w gazecie codziennej jest na tyle męczące, że lepiej dać sobie spokój. Zastanawiam się wtedy skąd taka osoba czerpie swoją wiedzę o świecie. Od innych. Od każdego, kto tylko w sposób wystarczająco sugestywny przekaże jej to co sam wie lub nie na dany temat. Obdarzy ją wiedzą, której potem obdarowana nią osoba nie zweryfikuje, nie porówna z innymi poglądami a przyjmie jako swoją i nierzadko bezsprzecznie obowiązującą.
Z takich właśnie powodów codziennie poświęcam czas na to, by czytać swoim dzieciom, ale nie tylko. Sama też czytam w ich obecności. Chcę by wiedziały, że czytanie to nieodłączny, przyjemny element dorosłości, że niesie ono ze sobą morze satysfakcji, że poszerza horyzonty, buduje mosty i skłania do myślenia. Tak właśnie!

Między innymi z tego właśnie powodu podróżujemy z dziećmi. Chcemy, by od małego czuły, że są częścią świata pełnego różnic. Że żyją na nim ludzie o różnych granicach, różnych poglądach, różnych kolorach skóry, mówiący różnymi językami. Chcemy, żeby Jo i Ki nie bali się inności, ale żeby potrafili ją docenić na tyle, by choć próbować wziąć z niej coś dla siebie, żeby spotkanie kogoś kto się od nich różni nie sprawiało, że czują niewyjaśniony niczym lęk, ale żeby widzieli w tym szansę na swój rozwój, na poszerzenie swoich poglądów, na większą tolerancję i akceptację życia innych osób. Poza tym, „podróże kształcą” i budzą w nas ciekawość świata. Nierzadko dają też kopa do tego, by szukać swojego szczęścia w życiu tam, gdzie wcześniej nie myśleliśmy, pokazują, że tak też można, inaczej niż rodzice, brat, siostra. Po swojemu. Po prostu.
A Wy? Co dodalibyście do mojej listy?